Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Na tych wąskich, z wysokiemi wierzchołkami na nosach, łódkach chodzili i śpiewali żałosnemi głosami czarnoskórzy rybacy w czerwonych przewiązkach na biodrach i na głowach.
Akuły wysuwały z wody swe czarne, gładkie głowy, i przewracając się, błyskały białemi brzuchami, ukazując wstrętne paszcze, usiane kilkoma rzędami zębów.
Na ich widok słabi argonauci zwijali swe pstre żagle, i powoli jakdyby pogrążali się w morzu nakształt niewyraźnych, szarych bryłeczek.
Stenersen długo patrzył na dziewczynę, wreszcie zdjął czapkę, podszedł i pozdrowił.
— Znowu gorąco — powiedział — a ja, mówiąc szczerze, miałem duże nadzieje na północno-wschodni passat, który wieje czasami i o tej porze i przynosi z sobą nieco deszczu i ochłody. Teraz jednak wiem, że będziemy płynąć do drugiego zwrotnika, do przylądka Frio, w upał i żar. —
Dziewczyna słuchała go z roztargnieniem, a po chwili, zakrywszy nagle twarz rękoma, rozpłakała się.
— Co pani?! — zaniepokoił się Stenersen — Proszę powiedzieć! Może będę mógł coś pomóc. —
— Stało się to, czego się tak bałam — wyszeptała dziewczyna — one zaczynają chorować. I moja matka... ona także...
— Dlaczegóż mi pani o tem nie mówiła?! — wykrzyknął komendant. — Mamy przecież doktora i aptekę! —
— One nie chcą! — odpowiedziała Marta — Wiedzą przecież, że muszą umrzeć, umrzeć w wiel-