w dzienniku Grengmouta znaleziono kilka, bardzo ciekawych notatek.
A wiec, pomiędzy innemi, ten najodważniejszy z polarnych podróżników, pisze:
„...w nocy na 12 grudnia cała widzialna w stronę południa przestrzeń zaczęła wyłaniać z siebie zielono-niebieskie światło, pod wpływem którego śnieg i lód zaczął szybko tajać, a w powietrzu dało się słyszeć szemranie i plusk płynącej wody. Na dole, podemną, zaczynała się powódź, i ja jeszcze raz podziękowałem przyrodzie za dar ostrożności i przewidywania, dzięki czemu zbudowałem swój dom gumowy na szczycie Strobeusa”.
W innem miejscu podróżnik pisze:
„Dziś — na północ od Gratamos — ujrzałem poruszający się punkt. Punkt ten zwiększał się niezwykle szybko, i wkrótce zamienił się w coś, co przypominało nasz automobil. Przebiegł on w odległości 2-ch kilometrów odemnie, przyczem rzuciły mi się w oczy kłęby śniegu, podrywanego przez gaz wypadający z pędzącego wozu. Przez całą noc paliłem pochodnie, wypuszczałem sygnałowe rakiety i strzelałem, lecz automobil, który przemknął jak mara nie powrócił”.
Tak pisał chłodny, zawsze spokojny i nie poddający się wyobraźni, uczony, i zdawałoby się, że te urywki dziennika powinny były dać do myślenia, i pobudzić ciekawość podróżników, zwiedzających okolice południowe polarne. Jednak sam Grengmout wykazał, że niema w tych okolicach żadne
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/40
Ta strona została przepisana.