O naznaczonej godzinie Stenersen rozkazał rozwinąć flagę i gotów był do podróży. Kiedy więc „King Adalbert” ruszył ku południowi, a za nim dziesięć angielskich towarowych okrętów, ruszył także czysty, zgrabny „Ocean”, jakgdyby jednak nie mający nic wspólnego z czarnemi, posępnemi olbrzymami, przerobionemi na surowe więzienia.
Po długiej i monotonnej podróży eskadra zarzuciła kotwice przy wyspie Enderbi, i tutaj po raz pierwszy uczuli wszyscy lodowaty oddech południowego bieguna.
Mroźny wiatr południowy podniósł ogromne fale, które z świstem złowrogim uderzały o żelazne boki okrętów i, zdawało się, były jakgdyby przednią strażą tajemniczej mocy, władającej nad temi bezgranicznemi, zimnemi przestrzeniami.
Kiedy zaś okręty spokojnie wytrzymywały nacisk wiatru i fal, pojawiły się niezliczone pułki pływających lodów. Wtedy cała eskadra ukryła się za północno-wschodniemi odnogami skalistego przylądka Parri, i, niezatrwożona, doczekała się dnia.
Od wyspy Enderbi do wyspy Harveya przeprawa wśród niezbyt silnego, płynącego niewielkiemi płaszczyznami lodu, była, może nietrudna, lecz wyczerpująca i powolna, a przeto Stenersen, który czuwał bezsennie przez trzy doby, nie mógł doczekać się końca, i drżąc od ostrego południowego wiatru, szeptał:
— Tak! Dopłyniesz tutaj drugi raz! A jakże!
Chwytała go rozpacz — był gotów płakać — a chwilami porywało go dzikie szaleństwo, że rzucał się bez przyczyny na ludzi, a nawet uderzył raz
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/44
Ta strona została przepisana.