— Rzeczywiście, jest już konającym — nic jeszcze nie rozumiejąc, odpowiedział doktór.
— No, więc słuchaj-że pan! — syczał komendant i silniej nacisnął ramię doktora — Ja, komendant waszego okrętu, rozkazuję panu, okrętowemu lekarzowi, natychmiast otruć morfiną bezcelowo męczącego się palacza, który już kona. Natychmiast!
— Etyka lekarska zabrania mi wypełniać takie rozkazy! — zakrzyknął doktór — Groziłby mi za to surowy wyrok sądu!
— A więc ty myślisz, marny doktorze — zagrzmiał Stenersen, kopnięciem obalając stół i odpychając od siebie doktora, że wasza etyka lekarska jest czemś wyższem od mego sumienia?! Czarci! Wisielce! Psy!!!
Po tym wypadku komendant „Oceanu” zamknął się w swojej kajucie i nie pokazywał się na pokładzie.
Pomocnicy kapitana, mechanicy i doktór nie wiedzieli, co robić i z dnia na dzień odkładali próbę rozwiązania tej sprawy, i niewiadomo, jak długo trwałoby na okręcie bezkrólewie, gdyby, jak zwykle, nie pomógł przypadek.
Na paraleli Falklandzkich wysp zerwał się zupełnie nieoczekiwanie południowo-wschodni passat. Ocean natychmiast zczerniał i nim, posługując się barometrem, można było obliczyć pogodę — nadbiegł szalony szkwał[1], wzburzył wodę, i jął, płynącym bez pasażerów i towaru, okrętem, rzucać, jak lekką łodzią.
- ↑ szkwał — gwałtowny, krótkotrwały wiatr.