Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/67

Ta strona została przepisana.

Stenersen musiał zdobyć się na znaczną energję, aby utrzymać zwykłą dyscyplinę na okręcie, i dopilnować prawidłowej zmiany i pracy wart, bowiem wszyscy ludzie jego załogi rwali się do pracy na lądzie. Zdawało się, że ta setka ludzi postanowiła rozgrzebać całą wyspę, zamienić ją w pył i rozrzucić po bezgranicznej równinie oceanu.
Kiedy do końca umowy z van-Haagenem zostało już tylko dwa dni, holenderczyk podszedł do komendanta i powiedział:
— Pańscy pomocnicy i cała załoga powrócą z Antwerpji do domu jako ludzie bogaci, pan tylko jeden nie przyjął udziału w tem wzbogaceniu. Czy więc niedogadzałoby panu przedłużenie naszej umowy i pozostanie tutaj z „Oceanem” jeszcze przez dwa tygodnie? Chętnie podwoję kontraktową opłatę, a po przybyciu do Holandji wypłacę panu osobiście znaczną premję. —
— Proszę mi wybaczyć, ale na to zgodzić się nie mogę — odpowiedział Stenersen. — Po drodze tutaj porozumiewałem się za pomocą telegrafu bez drutu z moim zarządem, który teraz oczekuje mnie w ściśle umówionym terminie. Wobec tego, sam pan to rozumie, zmienić decyzji nie mogę. Co zaś dotyczy premji dla mnie, to otrzymam ją z pewnością od zarządu, z sumy, którą pan za „Ocean” wypłaci. A więc, za dwa dni podnosimy kotwicę. —
Van-Haagen nie spodziewał się innej odpowiedzi od takiego, jakim był Stenersen, marynarza, — więc nie zdziwił się, a tylko smętnie westchnął i odszedł do pracujących. Stenersen zaś, obszedłszy wszystkie zakątki swego okrętu, zszedł znowu na