Teraz nie wstrzymał kapitan głośnego okrzyku radości. Pobiegł znowu na brzeg odszukać van-Haagena.
— Słuchaj pan! — zawołał do holenderczyka. — Jak pan myśli? Czy w tych skałach są wielkie djamenty?
— Z pewnością — odpowiedział van-Haagen, ze zdumieniem patrząc na wzburzonego kapitana. — Teorja krystalizacji diamentów z lawy przewiduje możliwość powstawania choćby bardzo wielkich kryształów, i co do mnie, dojdę nawet do dna oceanu, ale znajdę tak wielkie djamenty, o jakich jeszcze ludzkość nie słyszała. —
— Myślę właśnie, że i ja znalazłem, przypadkowo zresztą, dosyć wielkie okazy djamentów, — niepewnym głosem powiedział Stenersen i pokazał holenderczykowi swą zdobycz.
Ten, skoro tylko spojrzał na nią, zamachał rękoma i zaczął krzyczeć:
— Takich djamentów nie posiada ani jedno państwo! Każdy z nich jest trzy razy większym od „Kulinana”. To skarb! —
A potem długo — z rąk do rąk — przechodziły te kryształy, i załamując słoneczne promienie, jaśniały gorącemi, różnobarwnemi błyskami.
Kiedy — w dwa dni później — „Ocean” szybko płynął wzdłuż wschodniego brzegu Afryki ku Czerwonemu morzu, kapitan okrętu mógł się już uważać za bardzo bogatego człowieka, i śmiało patrzeć w przyszłość, która obiecywała przecież wiele trudu i wiele dni walki.
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/73
Ta strona została przepisana.