Stenersen znał go już dość dawno, jeździli kiedyś razem do Brazylji, gdzie na łódce przedsięwzięli wyprawę w górę Amazonki, i przeżyli razem niebezpieczeństwa, czyhające na ludzi w dziewiczych lasach Brazylji.
Dowiedziawszy się o prawdziwym celu podróży „Kapitana Stenersena”, Karlsen przybiegł do komendanta i głośno, z zapałem wyrażając swój zachwyt, błagał go, aby mu wolno było także pojechać.
Dla marynarza taki towarzysz był poprostu skarbem. Wytrwały, niezwykle śmiały, sprytny i namiętnie wielbiący wszelkie niebezpieczeństwa i przygody, Karlsen mógł być bardzo pomocnym w różnych okolicznościach.
Stenersen jednak w czasie całej długiej podróży był ustawicznie wzburzony i niespokojny, a wzburzenie to rosło w miarę, jak okręt zbliżał się do południowego krańca Afryki. Spieszyć zaś nie było jeszcze powodu. Tam, nad południowym Lodowatym Oceanem, za kołem polarnem, srożyła się jeszcze zima, — a zwarte lodowe pola, milczące i pustynne, które zaczynały się na paraleli wysp Grahama, zamykały dostęp do nieszczęsnych wygnanek, pozostawionych pod władzą polarnej zimy. Czasami od pól tych i lodowych gór odrywały się ogromne słupy, i podchwycone prądem, majestatycznie płynęły na północ jak białe widma z siedliska śmierci, aby powoli topnieć u przylądka Horn, lub przy grupie wysp Buvê.
Przeczekując ten czas przymusowej bezczynności, „Kapitan Stenersen” zarzucał kotwicę w najrzadziej odwiedzanych, zachodnio-afrykańskich por-
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/76
Ta strona została przepisana.