pogasić nawet boczne światła i sygnał na fok-maszcie[1].
Pełnym biegiem, drżąc od potężnej pracy maszyny, płynął „Kapitan Stenersen” na pomoc angielskiemu pancernikowi. W głębokim mroku nocy jaskrawo świecił rząd oświetlonych okienek lewej burty.
Już można było widzieć odbicie świateł pancernika w wodzie, kiedy nagle oślepiająca smuga światła przecięła ciemności, błyskawicą przesunęła się wzdłuż korpusu angielskiego okrętu, runęła potem w bok i, znieruchomiawszy, oświetliła okręt norweski.
— Zobaczyli nas — wyszeptał Piotr. — Może posłać kanonierów do armat? —
— Ludzie do prawoburtowych armat! — krzyknął Stenersen — Pogotowie! —
— Jest! — odpowiedział natychmiast bosman prawej burty — Ludzie do prawoburtowych armat! —
Reflektor, świecący jakgdyby z pod wody, nagle zgasł, lecz morze wokoło pancernika wyraźnie świeciło. Na tle tej świecącej wody okręt wyglądał jak czarne, nieforemne pudło. Trwało to jednak zaledwie przez mgnienie, i oto nagle powietrzem wstrząsnął wybuch ogłuszający. Słupy ognia, dymu i pary wzbiły się pod obłoki, zaświstały w powietrzu odłamki żelazne, i uderzyła w bok norweskiego okrętu wysoka, trwożna fala. Na oświetlonej powierzchni morza czerniały potworne odłamy pancernika, a wśród nich, rozcinając fale i niszcząc
- ↑ fok-maszt przedni, pierwszy od dziobu.