Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy jednak „Witeź“ zawinął do Bergen, nieliczna załoga, po długiej, uciążliwej pracy, czuła się bardzo wyczerpana. Najwięcej zaś odczuł niepomyślną pływankę Pitt, którego bolało całe ciało. Jednak był zadowolony, bo nauczył się nowych, a bardzo dla marynarza potrzebnych rzeczy.
Przekonał się, jakim wprawnym i odważnym kapitanem był Norweg i rozumiał uczucie dumy i uwielbienia majtków „Witezia“ za każdym razem, gdy mówiono o Olafie Nilsenie, jako o dowódcy szonera. Pitt był też zadowolony z siebie, bo kapitan pochwalił go, powiedziawszy, że nowy sztorman posiada zmysł morski i stanowczość.
— Będzie z was kapitan, jak się patrzy! — rzekł do niego Nilsen, gdy Pitt, stojący na warudze, nadał nowy kierunek szonerowi, unikając ciosów z podwietrznej strony.
Z Bergenu „Witeź“ po załatwieniu nowych zakupów wypłynął, kierując się dalej na północ.
W miarę tego, jak szoner się zbliżał do archipelagu Lofotów, Olaf Nilsen stawał się bardziej ponury i niespokojny.
Pitt, uprzedzony rozmową z bosmanem co do wysp, spostrzegł rosnącą trwogę w oczach Ottona Lowego i jakieś nieznane dotąd błyski w oczach innych majtków.
Pewnego poranku Nilsen wyszedł ze swej kajuty w skórzanej bluzie i w wysokich, podbitych żelaznemi hakami butach. Na pasie miał duży automatyczny pistolet Mauzera w drewnianej pochwie i krótki kordelas myśliwski o szerokiej klindze.
Pitt nigdy nie widział kapitana w takim stroju, który jeszcze bardziej uwydatniał jego rozrośniętą, atletyczną postać. Wyglądał na jakiegoś wojowniczego