Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

ner stał w Nagasaki, prosił, żeby go ukryć i wziąć za majtka... Pewno był galernikiem i uciekł... Ha! Teraz już po wszystkiem. Mało brakowało, a udusiłby mnie...
— Ktoś z załogi może powiadomić władze... — rzekł Pitt.
— Widział tylko jeden Lowe. On nie powie nikomu... Jutro będziemy szukali Mita... Powie się, że fala musiała go znieść do morza. Oni będą radzi... bo mniej ich zostanie... W Wardö weźmiemy jednak trzech nowych majtków, bo z tą ilością załogi nie damy sobie rady. Zajmijcie się tem, sztormanie! Śpijcie teraz!...
Nilsen wyszedł i starannie zamknął za sobą drzwi kajuty.
Pitt Hardful oka nie mógł zmrużyć przez całą noc. Co chwila z mroku wyłaniała się wykrzywiona małpia twarz potwornego Japończyka, groziła mu żółtemi kłami i skośnemi oczami; z wszystkich kątów wyciągały się długie ramiona o tatuowanych dłoniach i skrzywionych palcach.
Minęła bezsenna, burzliwa noc i sztorman wyszedł do biesiadni.
Kapitan blady, z szyją obwiązaną szerokim szalem, pił gorącą kawę.
W milczeniu siedzieli nad kubkami, przygryzając chlebem. Nagle drzwi otwarły się z łoskotem i wbiegł bosman.
— Kapitanie! Nie mogę znaleźć nigdzie Mita...
— Czy dobrze szukałeś? — mruknął Nilsen, nie podnosząc oczu.
— Wszędzie zajrzałem. Byłem nawet w tylnym kasztelu, a raczej, w magazynach węglowych, w hali maszynowej...