Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

każdego z nas. Kto więc zechce pozostać wśród załogi „Witezia“, powinien się nauczyć pływania pod żaglami, bo szoner może zawinąć do takiej części Lodowatego Oceanu, gdzie nie będzie mógł zaopatrzyć się w węgiel. Zresztą każda nauka zawsze się przyda, więc radzę sztukę żaglową posiąść. W obecnej pływance uciekać się do tego sposobu żaglowania nie wypadnie, lecz w następnych — kto wie?
Załoga nie protestowała i, gdy pewnego razu, mając w oddali z prawej burty niejasne czarne, zarysy wyspy Kołgujew, odcinającej się od bladego północnego nieba, rozległa się komenda z mostku: „Stop!“, a po niej następne „Hys!“ — majtkowie tak sprawnie wdrapali się na marsy masztów, rozwinęli żagle i zaczęli garować reje, nastawiając je podług wiatru, że nawet milczący Olaf Nilsen zatarł ręce i mruknął:
— Stare czasy się przypominają, gdy człek znał tylko żagle i brał wiatr z każdej strony, z której chciał!
Najbardziej starannym uczniem Olafa Nilsena był Pitt Hardful, który w ciągu dwu ryz na morzu polarnem poznał się na żaglowej pływance, umiejąc nie tylko wydawać rozkazy, lecz stawiać żagle i manewrować niemi z masztów oraz z pokładu.
Dla załogi praca nad żaglami była poniekąd rozrywką i ratunkiem od nudy i rozdrażnienia, towarzyszących północnym wyprawom.
Martwe, prawie zupełnie pustynne morze, bezbarwne niebo, mgła i nigdy nie gasnący dzień, gdyż o tej porze roku zorza zachodu przechodziła w zorzę wschodzącego słońca, — wszystko to wyprowadzało ludzi z równowagi, budziło trwogę i nużyło niewymownie.
Białe noce nie przynosiły wypoczynku i ukojenia. Wpadający w stan odrętwienia ludzie co chwila się