Ogorzałym, mocnym i wytrwałym łowcom oczy się paliły i śmiały do strzelb niemieckiego i angielskiego wyrobu, do blaszanek z prochem, worków z kulami i śrutem, do kapiszonów i sztabek ołowiu; pieścili w ręku noże myśliwskie, siekierki, kieszonkowe komplety ślusarskie, scyzoryki, zapalniczki benzynowe, kociołki i kubki emaljowane, plecaki brezentowe, siodła, żelaza do łapania zwierząt. Targując się pomiędzy sobą i spierając, urządzali licytację, rzucali na pokład skóry białych, czarnych, rudych i niebieskich lisów, soboli, wilków, białych i burych niedźwiedzi, kun i łasic, pokryte rzeźbami rogi reniferowe i łosiowe oraz ogromne naroście brzozy czeczotowej, najlepszej i najtwardszej, o drobnych jednostajnych centkach i smugach.
Majtkowie też nie próżnowali. Pittowi zdawało się chwilami, że rozprzedadzą wszystko, co posiadają i pozostaną nadzy, albo wkońcu zaproponują samych siebie wzamian za drogie futra. Czeladź sprzedawała bowiem bieliznę, zbyteczne ubranie, buty, tabakę, zapałki, cygarnice, walizki, zegarki, noże, czapki, brzytwy i różne posiadane drobiazgi.
Nowy mechanik — młody Polak Menger, rozprzedawszy wszystko, obładowany kilku skórami białych niedźwiedzi, rysia i lisów wołał:
— Stachu, Romku, Stefku, Marjanie! Patrzcie! Mam tyle, że mogę pierwszą klasą jechać stąd do domu! Psia krew, że też nie mam już nic więcej do sprzedania!
Lecz towarzysze tylko się śmiali w odpowiedzi, bo sami uginali się pod ciężarem towarów, znoszonych przez nich do kajuty w kasztelu.
Kucharz Tun-Lee sprzedał nawet dwie talje kart, chińskie szachy i długą fajkę mongolską.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.