Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz Pitt zbiegł na pokład i odciągnął zemdlonego Lowego na bezpieczne miejsce. W tym samym momencie beczki wyłamały ścianę i wpadły do biesiadni, druzgocząc stół i krzesła.
Kapitan, stojący przy rudlowym majtku i oglądający mapę, poza hukiem maszyny, rykiem burzy i zgrzytem łańcucha sztorwałowego nie widział i nie słyszał nic z tego, co się działo przez krótką chwilę, która dla Pitta była wiecznością.
Sztorman wbiegł na mostek i krzyknął trwożnym głosem:
— Menger z pewnością zabity i zrzucony za burtę. Lowe ranny... zerwały się beczki na pokładzie. Na miłość Boga zawracajmy, może znajdziemy tego Polaka... może, żyje...
Olaf Nilsen chciał zbiec na dół, gdzie leżał Otto Lowe, lecz zacisnął usta i skomenderował do maszyny:
— Wolny bieg!
Schwycił sztorwałowe koło i po chwili „Witeź“ zawracał, zakreślając na spienionej powierzchni morza szeroki łuk.
Dwie godziny stracono na poszukiwaniu wyrzuconego za burtę majtka, lecz nie zauważono żadnych śladów.
— W takim zwarze najlepszy, zdrowy pływak trzech minut nie utrzyma się na fali! — rzekł ze smutkiem kapitan. — Rzucić za burtę koło ratunkowe i dwie kule korkowe — na wszelki wypadek...
To powiedziawszy, Norweg zdjął kapelusz marynarski i ponuro patrzał na mknące, zimne, syczące fale. Za jego przykładem obnażyli głowy Pitt i stojący przy sztorwale Hadejnen.
Wtedy dopiero Nilsen schwycił Pitta za ramię i spytał:
— Co z Ottonem Lowe?