Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo to widzicie, sztormanie, Lowe po bardzo silnem potłuczeniu dostał gorączki, miota się i, nie będąc jeszcze zupełnie przytomny, wykrzykuje różne rzeczy, rozmawia z kimś, komuś grozi, woła...
Felczer nagle urwał.
Pitt spojrzał na niego badawczo i spytał cicho:
— Woła?... kogo?
— Was, sztormanie... — szepnął Walicki. — Mówi: „on — czysty i jasny... On wszystkich nas uratuje... On, jak słońce...“
— Czy kapitan słyszał to? — rzucił pytanie Pitt.
— Właśnie, że słyszał... Zbladł i zębami zgrzytnął... — szeptał Walicki. — Dlatego chciałem uprzedzić was, sztormanie...
— Dziękuję! — rzekł sztorman na pozór zupełnie spokojnie, lecz natychmiast myśl zaczęła uporczywie pracować, bo czoło pokryło mu się zmarszczkami.
Odwrócił się plecami do majtków, dając do zrozumienia, że rozmowa skończona i że wcale go dalszy ciąg nie obchodzi.
— Tego brakowało! — myślał Pitt. — To może do gruntu wszystko zmienić.
Jednak wielką potęgę posiada mowa kobiety, gdy wyraża uwielbienie lub miłość do mężczyzny! Zresztą jest to jedno i to samo, gdyż z uwielbienia zawsze wyrasta miłość. Odkąd stoi świat, każda kobieta, uwielbiająca cudotwórców, czarowników, proroków, bohaterów i królów, w głębi swego serca marzy o chwili, gdy będzie mogła w zapomnieniu i uniesieniu oddać ubóstwionemu swoją miłość.
„Kobieta nie śpi i myśli o nocnej, tajemniczej godzinie, gdy pana swoich myśli lub serca nazwie nie „sidi“, nie „serdarem“, lecz powie mu drżącemi ustami: „mój najdroższy!“ — głosi stara legenda arabska.