Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

lata więzienia nigdy tego tak nie nazwałem, bo wiem, że gdyby mi się udało ujść pościgu policji, najeść się i znaleźć pracę, — podrzuciłbym wartość wziętych rzeczy i nigdy, ale to nigdy nie myślałbym o nocnych wizytach do cudzych mieszkań, panie dyrektorze!
— Wszystko jest warunkowe w życiu ludzkiem, panowie! — odezwał się nagle aresztant Nr. 13-ty. — Poznałem w więzieniu sporo ludzi bardzo przyzwoitych i uczciwych. Byli złodziejami, a nawet mordercami...
— Piękna mi przyzwoitość! — wybuchnął dyrektor. — Zbrodniarze!
— Znowu warunkowe określenie — mruknął Nr. 13-ty. — Pozwolą panowie, że przytoczę przykłady. Nr. 177 siedział u pana dyrektora przez siedem lat za fałszowanie pieniędzy, a gdy wyszedł, wybuchnęła rewolucja i jego, jako specjalistę-grawera, nowy rząd powołał do drukowania banknotów, zupełnie podobnych do dawnych. Biedak musiał to zrobić, ale ciągle się głowił nad tem, za co stracił siedem lat w ulu, gdy teraz za takież fałszowanie pieniędzy płacą mu i chwalą za ścisłość w pracy. Niech teraz powróci król, a rządowy podrabiacz banknotów, zapewne znowu przywdzieje szary strój aresztancki.
— Nic w tem dziwnego! — wtrącił ksiądz. — Rząd mu kazał, więc robi...
— Proszę księdza! — zawołał Miguel. — To jest wykręt! Nie wolno zabijać! — groził stary Jehowa; jeżeli inny człowiek uderzy cię w prawy policzek, — podstaw mu lewy! — uczył Chrystus. Nic nie mówi się tu o rządzie, a tymczasem wojna hula po świecie, a wy — duchowni błogosławieństwo swoje dajecie i mordowanym i mordercom. Coś się w tem kryje! Jakaś wielka pomyłka, lub jeszcze większy fałsz!