Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Był to lont Bickforda, używany do wybuchów, lecz co wspólnego miał kuk z lontem?
— Poco ci ta zabawka Tun-Lee? — rzekł Pitt, dotykając ramienia Chińczyka.
Kuk drgnął, lecz po chwili podniósł bezczelnie uśmiechniętą twarz i odparł:
— Ikonen znaleźć ten lina, kazać go ryngować[1]... Tun-Lee ryngować!
— No, to dobrze, Tun-Lee! — rzekł obojętnym głosem Pitt i podniósł się na pokład.
W tej chwili wybiły sygnały nocnej warugi.
Ikonen poinformował sztormana o trzymanej ryzie i chciał odejść, lecz Pitt dotknął jego ramienia i spytał:
— Skąd to Tun-Lee wygrzebał lont?
Ikonen spuścił oczy i milczał.
— Czyżbyście wy mu to dali, towarzyszu? — pytał dalej sztorman.
Finn milczał.
— A jeżeli tak, to poco Chińczykowi ten lont? — rzucił znowu pytanie Pitt.
Ikonen hardo podniósł drapieżną głowę.
— Cóż to tak wypytujecie mnie, sztormanie? Przecież wy nie jesteście sędzią śledczym, jam nie podsądny? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Ja nie sędzia, wy — nie podsądny, — rzekł zniżonym głosem Pitt, — a jednak mam prawo pytać, wy zaś macie obowiązek odpowiadać. N-no!

— Hej, hej, sztormanie! — zaczął się śmiać Ikonen, mrużąc oczy. — Hej, hej! Nie z tego tonu zaczynajcie! Lepiej idźcie z nami razem... Posłuchajcie mojej rady, inaczej — pójdziecie rybom na strawę!

  1. Zwijać.