Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli rada dobra, dlaczego nie mam jej wysłuchać? — podnosząc ramiona, mruknął sztorman. — Powiedźcie!
— Zawcześnie, sztormanie, zawcześnie! Przyjdzie czas — dowiecie się i postanowicie, albo być z nami i dobrze na tem zarobić, albo wystąpić przeciwko nam i... dać nura na zawsze...
— Szkoda, że nie mamy tu kapitana! We trzech toby łatwiej było nam przyjść do porozumienia! — zauważył, nie zdradzając swego niepokoju, sztorman.
— Jeżeli zauważymy, że Olaf Nilsen został powiadomiony... — zaczął, groźnie marszcząc brwi, Ikonen, lecz urwał, gdyż na mostek wszedł Luda, kierując się ku sztorwałowi.
— Szkoda, że nie zakończyliśmy tak niezmiernie ciekawej rozmowy! — rzucił Pitt zupełnie poważnym głosem.
Lecz Ikonen wyczuł drwiący ton i, pochylając w stronę sztormana wściekłą twarz, szepnął:
— Hej! Nie żartujcie ze mnie i pamiętajcie, com wam powiedział...
— Postaram się, o ile nie zapomnę, — odpowiedział Pitt, — lecz w każdym razie dziękuję za przyjacielską radę, Udo Ikonen!
Finn, oglądając się z wściekłością, odszedł do czeladni na forkasztel.
— Macie z sobą rewolwer, towarzyszu? — szepnął sztorman do Ludy.
— Mam... — odparł zdumiony majtek.
— To — dobrze! Trzymajcie go pod ręką na wszelki wypadek... — powiedział Pitt. — Ryza na S. W!
Oddawszy rozkaz, zbiegł na pokład i, stwierdziwszy, że nikt go nie podgląda, uważnie obejrzał deski deku.