Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

zrobię opatrunek i będę się starał, kapitanie, gdyż, wierzcie mi, że bardzo poważam i lubię naszego sztormana...
Zaniesiono rannego do biesiadni, skąd drzwi prowadziły do kajuty Pitta, lecz kabina była zamknięta. Gdy znaleziono klucz w kieszeni sztormana i otworzono kajutę, Nilsenowi błysnęły oczy. Ujrzał, bowiem, leżącego na podłodze skrępowanego Tun-Lee.
Kopnięciem nogi odrzucił go na bok, aby nie zawadzał.
Wniesiono i złożono na łóżku nieprzytomnego Pitta. Walicki zaczął przygotowania do operacji, zawezwawszy do pomocy Rynkę.
— Trzeba zabrać stąd tego Chińczyka — szepnął felczer do kapitana. — Zaraz zawołam naszych chłopców.
— Nie potrzeba! — mruknął Nilsen i, schyliwszy się, wziął kuka, niby tłomok, i wyszedł z kajuty.
Nikt nie widział, kiedy Olaf Nilsen zjawił się ze swoją noszą na pokładzie i, podszedłszy do parapetu, wyrzucił ją za burtę, strzepnąwszy dłonie i nie oglądając się nawet.
Po chwili stał już na mostku i mówił przez telefon do Skalnego:
— Musimy oszczędzać ludzi do Archangielska, gdzie zaakorduję pięciu majtków do Londynu... Przez sześć godzin na dobę będziemy dryfowali, aby dać załodze całkowity wypoczynek... Tymczasem pełny chód!
— Pełny chód! — powtórzył mechanik.
Kapitan stanął przy sztorwale, myśląc o rozkładzie warug.
Wieczorem w biesiadni przy stole zebrała się cała załoga, nie wyłączając nawet Ottona Lowego, który zwlókł się z łóżka i żądał, aby wpisano go do kolejnej zmiany, gdyż czuł się znacznie lepiej.