Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

Jedni rybacy mówili, że powinna liczyć osiemdziesiąt lat, inni twierdzili, że sto pięć, młodzież zaś — chłopaki i dziewczęta nazywali ją Eddą-prababką i wierzyli, że stara Lilit żyła na wyspie Lango od chwili, gdy pierwsi wikingowie rzucili kotwice swoich ostrodziobych łodzi na dno Hadsefiordu.
Jakżeż mogło być inaczej?
Edda umiała napamięć imiona i wielkie czyny wszystkich sławnych wikingów, pamiętała, gdzie mieli swoje zamki — gniazda orle, jakiej używali broni, które pieśni lubili najwięcej, dokąd płynęli po krótkim wypoczynku i hucznych ucztach, gdy w ofierze oceanowi i groźnemu bogowi Torowi zrzucano ze skał jeńców; nuciła piękne sagi boskich skaldów i szeptała tajemniczym głosem proroctwa Wali Widzącej. Stara Lilit często prowadziła młodzież na swoje ulubione skały, urągające sile kotłujących się i kipiących bałwanów, siwych, jak jej włosy, a groźnych i huczących, jak odgłosy dawnych dziejów. Tu, schylając się nad głębią, pokazywała drżącą dłonią leżące na dnie zatopione okręty, szkielety zakutych w łańcuchy królów i wodzów, zwyciężonych przez wikingów, miecze, tarcze, hełmy i skamieniałe łuki.
W grzmiących głosach wałów morskich, bijących o skalisty brzeg, Edda-prababka słyszała bojowe okrzyki wikinga Fingala i słodki głos skalda Osjana.
Nie! Któż z młodzieży lofotańskiej mógł wątpić, że sędziwa Lilit nie żyła w owe czasy?
Gdyby tak nie było, — skądżeby posiadała takie skarby, ukryte w czarnych skrzyniach, okutych żelazem i ozdobionych staremi runami?
Z nich to wydobywała coraz nowe i nowe bogactwa, żyła dostatnio w małej, lecz schludnej, pięknie wewnątrz