Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

motnej kobiecie pewne postanowienia, które mogłyby poratować ją w chwili rozpaczy i bezsilnego miotania się w pustce życia.
Znał te czarne dni rozdroża duchowego, przeszedł je sam, wybrnął na jasny szlak i szczerze chciał dopomóc samotnej kobiecie.
Lecz Elza była żoną jego ojca. Ta okoliczność utrudniała rolę Eryka. Nie mógł dawać jej rad, które skierowałyby jej myśl i uczucia przeciwko mężowi, nie chciał tego uczynić tak samo, jak nie mógłby szukać miłości tego prostaczego, zdawało się, śpiącego serca.
Mówił więc przypowieściami, myśląc zarazem, że zrozumie jego słowa, jeżeli ma rozum i wyobraźnię, nie zrozumie i pozostanie w zagrodzie ponurego garbusa-męża, uległą, milczącą żoną, jeżeli mózg jej śpi, spowity mgłą, płynącą od białych widm gór lodowych.
Więc mówił nieraz, patrząc w jej szeroko otwarte, zachwycone oczy:
— Gdy północne renifery nie znajdują w tundrze potrzebnego dla życia mchu, dążą na inne miejsca, chociażby były odległe o setki mil, dążą wytrwale, chociażby na swej drodze miały spotkać zgraje drapieżnych wilków, czyhające rysie i władców kniei — niedźwiedzi. Gdy nasze norweskie lemingi wyczerpią wszystkie zapasy żywności, — przenoszą się do innych okolic, a nic ich wstrzymać nie zdoła: ani ogień, ani bystre rzeki, ani wysokie mury i zastępy wrogów! Gdy srebrne łabędzie, wijąc swe gniazda na wybrzeżach zimnego oceanu, poczują pierwszy podmuch północnego wiatru, odlatują bez żalu i bez trwogi, po tysiąc razy zwalczając śmierć, czającą się wszędzie — na ziemi, na wodzie i pod chmurami, aż ujrzą zalane słońcem lazurowe, ciepłe morze, złociste pira-