Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

chcę takiego życia, w którem każdy dzień jest inny w którem ludzkie czyny jaśnieją, jak gwiazdy na czarnem niebie!...
— Opowiadajcie dalej, Elzo, opowiadajcie o tem, co się z wami stało później! — prosił Pitt.
— Olaf Nilsen, chociaż otrzymał moją odmowę, przychodził do nas często, w milczeniu przyglądał mi się, myślał i czekał. Gdy wychodziłam z zagrody, zawsze widziałam Olafa. Nie podchodził jednak do mnie, zdaleka tylko śledził mnie. Tymczasem tęsknota za nowem życiem pożerała mnie. Nie spałam po nocach, aż spostrzegł to Waege. Zasypał mnie najstraszliwszemi obelgami i przekleństwami, oskarżał o zdradę z Erykiem i Olafem, aż porwany wściekłością rzucił się na mnie i zaczął bić... Wyrwałam się mu i uciekłam z domu... Sąsiedzi-rybacy odwieźli mnie do domu rodziców, ukryłam się w chacie Lilit... Mąż znalazł mię wkrótce, i opierając się na naszych obyczajach, zabrał i przywiózł na Oestwaago... Pierwszego zaraz wieczoru związał mnie sznurem i groził torturami, jeżeli nie powiem mu prawdy. Nie miałam przed nim winy, więc do zdrady przyznać się nie mogłam! Zaczął mnie wtedy bić i dusić... Na moje krzyki ktoś wysadził drzwi i wbiegł do domu. Był to Olaf Nilsen... Zwolnił mnie, podszedł do Waege Tornwalsena i rzekł:
— Mógłbym cię rozdeptać, jak gada, stary garbusie, ale nie chcę tego. Chcę ubić interes z tobą! Elza już nigdy nie będzie dla ciebie żoną, więc odstąp mi tę kobietę. Nic od niej nie żądam, chcę, żeby była wolna. Dam ci za nią tysiąc talarów holenderskich w złocie... Namyśl się!
Długo milczał Waege, aż, uśmiechając się złośliwie, rzekł: