Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

— E — e! — wyrwało się Miguelowi. — Teraz rozumiem ciebie, bratku! Dziś Stefan, jutro Hardful, pojutrze Szulc. Rozumiem...
Przymrużył oko i, gwizdnąwszy przeciągle, ruszył w przeciwną stronę, aby odejść jak najdalej od tej przerażającej swoją długością „drogi uczciwego życia“, jak nazwał ulicę, prowadzącą do serca miasta, — do serca, które dla Nr. 253-go nie mogło być zbyt dobrotliwe.