— Nie! — rzekł stanowczym głosem Pitt. — Do ludzi się nie strzela, jak do dzikich zwierząt, mister Foster! Niech pan to sobie zapamięta na cały czas współpracy z dowództwem „Witezia“!
— Czego się tak oburzył Biały Kapitan? — pytał samego siebie zdziwiony Foster. — Cóż szczególnego wpakować trochę niklu jakiemuś tam Tawdzie, czy jak się on nazywa? Nie rozumiem...
Pitt tymczasem kazał przyprowadzić do siebie jednego z książąt samojedzkich i wypytywał go o wypadki.
— Czarownik obszedł dziś wszystkich ludzi, opowiadając, że ten szczyt należy do naszego głównego Boga Numy, który gniewny jest za porwanie mu skarbów. Pod groźbą zemsty Numy szaman kazał tubylcom porzucić białych ludzi i odjechać na stare koczowiska, — objaśnił książę.
— Bardzo mądrze mówił czarownik Tawda, — odpowiedział Pitt, a otaczający go ludzie ze zdumieniem spojrzeli na niego. — Mądry jest czarownik, lecz Numa mądrzejszy od niego, tak, jak niebo jest czystsze od ziemi. Zwołaj, książę, wszystkich twoich ludzi, chcę mówić do nich!
Wkrótce Pitt stał na odłamie niedawno wysadzonej skały, a tłum tubylców otoczył go. Wszyscy czekali, co powie biały człowiek.
— Ludzie Sameednam[1], Tawda i Tungus! — zaczął Pitt, którego słowa powtarzał tłumacz w ojczystej mowie. — Wielki Numa, potężny i miłościwy, narzucający wolę swoją wszystkim ludom, pokarał was
- ↑ Tubylcza nazwa kraju i szczepu, zmieniona przez Rosjan na Samojedów.