Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

rozpoczynał nowy okres życia, gdy stał przed zasłoną, ukrywającą tajemnicę jego przyszłych dziejów, zapomniano o tym ważnym dniu w życiu syna i brata. Najbliżsi nawet nie chcieli go mieć w swem gronie.
Serce zaczęło mu bić gwałtownie.
Zdusił je i uciszył, mówiąc do siebie:
— Ha, trudno! Sam tego chciałem. Bardzo poczciwie z ich strony, że się zastosowali do mojego życzenia. To znacznie ułatwia moje zadanie.
Pitt Hardful nie był już podobny do Eryka Stefana; nikogo bowiem nie czynił odpowiedzialnym za swoje postępki i od nikogo nie oczekiwał rady i pomocy. Miał w więzieniu dość czasu, aby obmyśleć niemal każdy swój krok w przyszłości. Był gotów na wszystko.
Uspokoiwszy swoje serce, zaczął cicho pogwizdywać, żeby nagle przerwać tok myśli, czego się nauczył też w więzieniu. Odczuwał teraz pęd życia w każdym mięśniu i nieznaną ludziom a zwykłą dla zwierząt radość istnienia. Tę zdolność doznawania wrażenia radości dało mu też więzienie. Dech wolności potęgował ją, przechodząc niemal w rozkosz.
Pitt Hardful zapomniał o więzieniu, o 13-ce, o rodzinie i rozmowie z Ludwikiem, szedł szybko i pogwizdywał, jak ptak, nie myśląc o niczem.
Jednak, widocznie, nogi jego otrzymały ścisły rozkaz, gdyż kierowały się twardym i pewnym krokiem aż ku dworcowi kolejowemu.
Gdy usłyszał ryk lokomotywy, przestał gwizdać.
Przypomniał sobie, ile ma pieniędzy, zarobionych w więzieniu w warsztacie ślusarskim, a zwłaszcza w pracowni wyrobów ze sznurów, uśmiechnął się, podszedł do kasy, kupił bilet czwartej klasy do Marsylji i wsiadł do wskazanego mu pociągu.