— Szkorbut.. — wyszeptał Pitt, — klęska północnych obszarów... Musimy natychmiast ratować ludzi, póki nie nastała zima, gdy wszelka pomoc będzie już spóźniona. Czytałem o tej straszliwej chorobie w pamiętnikach dawnych podróżników. Brak świeżych jarzyn i owoców stanowi najgłówniejszą przyczynę szkorbutu...
— Cóż mamy przedsięwziąć? — spytał Nilsen.
— Musimy natychmiast dowiedzieć się od tubylców, gdzie można znaleźć tereny z rosnącemi na nich „czeremszą“, czyli dziką cebulą i czosnkiem, oraz z żórawiną, czarnemi jagodami i brusznicą. Natychmiast wyślemy tam chorych na kurację. Rychło powrócą do zdrowa!
Nie tracąc czasu, kapitanowie poszli do obozu Samojedów i wkrótce już wiedzieli, że o 150 kilometrów na południe od jeziora, wpada do Tajmyru, rzeka Logata, przecinająca stepową miejscowość, obfitującą w „czeremszę“ i jagody.
Nazajutrz kawalkada chorych, siedzących na wierzchowych reniferach, opuściła obóz „Złotej Studni“ i pod eskortą Samojedów, prowadzących obładowane zapasami zwierzęta, skierowała się na południe, otrzymawszy polecenie dostarczenia jak największej ilości dzikiej cebuli i suszonych jagód na okres zimowy.
Gdy wszystkie zarządzenia zostały wydane, Olaf Nilsen powrócił na swój statek. Przywitał się z załogą i długo wpatrywał się w wychudłą, ogorzałą twarz Elzy, niby szukając w jej oczach jakichś nowych, nieznanych śladów. Nie dostrzegł jednak nic nowego i niepokojącego.
— Pitt Hardful dotrzymał słowa!... — pomyślał Norweg i westchnął, gdyż na twarzy i w głosie Elzy
Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.