Tornwalsen wyczuł tylko dawny przyjazny dla siebie stosunek i nic więcej, nic więcej, chociaż tak długo byli w rozłące....
Westchnął raz jeszcze i mimowoli zacisnął zęby, porwany nabrzmiewającą w piersi rozpaczą.
— Ściśnij serce, ściśnij serce, Olafie Nilsen! — szepnął do siebie. — Ściśnij serce, nałóż kajdany na duszę i czekaj, czekaj... bez nadziei...
Wpadł do kołyszącej się przy burcie „Witezia“ łodzi i popędził do brzegu, wiosłując z taką siłą, że pojazdy się zginały i skrzypiały żałośnie, a lekka jolka pędziła, jak jaskółka, ledwie muskając powierzchnię jeziora. Uciekał od wspomnień, związanych z „Witeziem“, gdzie bronił swego szczęścia, krył się przed widokiem Elzy, cofał się nareszcie przed swojemi ponuremi myślami i rozpaczą, rozsadzającą jego szeroką pierś. Boleśnie kołatało oddane, uczciwe, czyste serce północnego barbarzyńcy i wojownika, potomka walecznych wikingów-żeglarzy i smętnych koczowników mongolskich, odbywających tragiczną wędrówkę z jednego krańca starego kontynentu — na drugi, bez celu, bez nadziei ujrzenia końca włóczęgi, lub powrotu do miejsca, skąd ją rozpoczęli.
Wpadł, jak szalony, do szybu i, porwawszy kilof, zaczął bić nim w twardą, skrzepłą ziemię jakgdyby mszcząc się na niej za swój ból i mękę.
Nie widział, jak razem z grudkami ziemi spadały mu pod nogi większe i mniejsze połyskliwe kawałki i ziarna złota, chrapał, rzęził i bił coraz potężniej, bo w piersi wyła mu rozpacz, niby głodna, samotna wilczyca.
Znużenie ukoiło serce i uspokoiło wzburzoną, podnieconą myśl.
Cisnął na ziemię kilof i spojrzał pod nogi.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.