Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

Odpowiedział mu śmiech sąsiadów.
— Dobra sztuka! — rzekł jeden. — Muszę ją kiedyś powtórzyć, ale wtedy, gdy będzie grubszy zakład.
— Doskonały pomysł! — zgodził się Pitt, przymykając oczy, bo mu się chciało śmiać głośno, beztroskliwie.
Wkrótce usnął z uczuciem niezwykłej radości w sercu i obudził się, gdy pociąg już dobiegał Marsylji.
Posiliwszy się w bufecie na dworcu, podążył do portu.
Zaczął od biur wielkich doków transportowych i firm handlowych, ofiarując swoją pracę, jako prawnik, buchalter, korespondent w językach angielskim, francuskim i niemieckim, jako zwykły subjekt, a nawet nocny stróż. Wszędzie żądano od niego referencyj i poręczenia. Sprzykrzyło mu się to wkrótce i zirytowany odparł jakiemuś czerwonemu, grubemu panu:
— Mogę przedstawić referencje od pana Alwina Swena. Bardzo czcigodny jegomość!
— Czy to jaki kupiec, czy dyrektor fabryki? — zapytał gruby pan.
— Tak jest! Pan Swen piastuje godność dyrektora więzienia, — odpowiedział Pitt.
— Pan pracował w więzieniu? Na jakiem stanowisku?
— Na stanowisku aresztanta N. 13! — najspokojniej w świecie objaśnił Pitt.
Gruby pan stał się tak czerwony, że Pitt uczuł dla niego litość i rzekł:
— Obawiam się, że pana szlag trafi, wobec czego opuszczam go. Muszę jednak upewnić pana dyrektora, że lepszego i uczciwszego pracownika pan nie znajdzie. Mógłby pan mi powierzyć klucze od wszystkich kas,