Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/292

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednak Pitt zdążył już się podnieść i, spojrzawszy za siebie, spostrzegł leżącego na śniegu człowieka. Skoczył do niego, aby wziąć karabin, lecz w ciemności nie mógł go znaleźć. Schyliwszy się nad leżącym, dojrzał siekierę, zatkniętą za pasem. Porwał ją i pobiegł do Nilsena. Niedźwiedź doszedł już do kapitana i, podniósłszy się na tylne nogi, starał się uderzeniem potężnej łapy zdruzgotać mu głowę lub zerwać czaszkę.
Pitt zaszedł ztyłu i ciął niedźwiedzia siekierą. Czy działając tylko jedną ręką — chybił, czy zwierz pochylił w tej chwili łeb — niewiadomo. Dosyć, że ostrze spadło mu na grzbiet.
Potwór obrócił się z szybkością błyskawicy i uderzeniem łapy zwalił Pitta, jednocześnie padając na niego i usiłując wbić mu w pierś połyskujące w ciemności ogromne kły.
Od potężnego ciosu Pitt stracił przytomność i, z pewnością, zginąłby, gdyby Nilsen nie był porwał wytrąconej towarzyszowi siekiery, i ze straszliwym rozmachem nie opuścił jej na wroga. Prawa łapa zwierza wraz z ramieniem natychmiast zwisła bezwładnie, niemal odrąbana od ogromnego cielska. Drugie uderzenie rozłupało niedźwiedziowi czaszkę.
Padł, chrapiąc i bluzgając krwią.
Olaf Nilsen szybko narąbał gałęzi i rozpalił ognisko.
Długo cucił towarzysza, aż Pitt powrócił do przytomności. Leżał, jęcząc i wypluwając płynącą mu z gardła krew.
Nilsen zaczął oglądać znalezionego w lesie człowieka. Był to Anglik Morris Foster. Nie ulegało wątpliwości, że niedźwiedź znienacka rzucił się na myśliwego, uderzeniem łapy strzaskał mu karabin i rozbił głowę, łamiąc kość pacierzową.