Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/312

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystkie te bogactwa tubylcy zwozili do składów kupców, zamieniając na potrzebne towary i robiąc umowy o dostarczenie ryb, które miały powędrować na rynki europejskie.
Kupcy obiecywali kapitanom powrócić na jesieni i przyprowadzić z sobą całą flotylę handlowych statków, otworzyć fabrykę konserw, garbarnię, zakłady krawieckie dla szycia ubrań tubylczych i futrzanych „kisów“ i „pime“.
Pitt Hardful był przekonany, że na brzegach Tajmyrskiego jeziora powstanie nowa osada i usiłował wpoić kupcom norweskim myśl o niepodległości Samojedów, prastarych posiadaczy tundry. Objaśniał, w jaki sposób należało działać i jakie przytaczać dowody na korzyść sprawy. Norwegowie słuchali uważnie.
Pewnego słonecznego poranku Nilsen spostrzegł pierwszą muchę na śniegu. Było to sygnałem, bo w południe zbiegły drobne strumyczki topniejącego śniegu i wkrótce wszystkie rowy w dolinie Numy napełniły się wodą, która wpadała do jeziora i rozpływała się po jego zamarzniętej powierzchni, przyśpieszając tajanie lodu.
Przeszło kilka dni i mknąca od góry rzeki kra, podniosła lodową powierzchnię jeziora, połamała ją, pokruszyła na drobne tafle, a prąd poniósł je do oceanu.
Zatrąbiły lecące łabędzie, zagęgały gęsi, krzykiem napełniły powietrze stada ptactwa wędrownego, obnażać się zaczęły skały, zrzucając z siebie śnieżny całun, tu i ówdzie błysnęły żółte i czerwone anemony, odziane puchem, wybujałe z ledwie rozmiękłej tundry.
Wiosna wstępowała w swe prawa.
Biały Duch północy jeszcze długo walczył, smagając zimnym wiatrem, prósząc śniegiem i ścinając lodem wodę w rowach i zatokach Tajmyru. Jednak cofnął się i ukrył za dalekiemi lodowemi górami, połyskującemi