Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

radość życia, wyrwano zdolność do miłości i przyjaźni! Stałem się sprawnie działającą maszyną. Wygłaszam „sprawiedliwe i jasne,“ jak się wyraża Elza, słowa, lecz czynię to dlatego, że jest to potrzebne dla mego celu. Nic nie widzę przed sobą innego, jak tylko swoją rodzinę, znajomych i wszystkich nisko przede mną się kłaniających, usiłujących zwrócić na siebie moją uwagę, zasłużyć na przyjaźń i uczucie. Tylko to może zgasić dręczący mię wstyd i poniżenie. Nie jestem ani jasny, ani sprawiedliwy, gdyż niczego nie pragnę oprócz chwili, gdy rzucę ludziom w twarz, patrząc prosto w oczy, słowa pogardy... Któż i cóż może teraz istnieć dla mnie — kaleki? Kobieta, cha, cha! Elza, czy inna, nie obchodzą mnie one więcej od Puhacza lub Cepa... Jestem bogaty i mogę się mścić, a mam porachunki z całym tłumem! Wszystko oddałbym za dokonanie zemsty i poszedłbym w świat — żebrać, lub zbierać po śmietnikach brudne łachmany i kości, czując się stokroć szczęśliwszym, niż w chwili obecnej, gdy posiadam miljony, a w sercu wstyd palący! Cha, cha, cha! Napróżno trwoga gnieździ się w waszem sercu, Olafie Nilsen! Jam nie dla Elzy... Starajcie się pozyskać jej względy i bądźcie szczęśliwi, a gdy się pobierzecie, radzę wam umieścić o tem oznajmienie w „Daily Mail,“ — przyszlę wam telegram gratulacyjny!
Pitt zaśmiał się znowu i zaczął chodzić po mostku. Zapanowało milczenie. Rozlegał się tylko plusk fali, prutej dziobem „Witezia,“ stuk maszyny i turkot łańcucha sztorwałowego.
Nagle Nilsen rzucił pytanie:
— A któż zwolni Elzę od starego Waege Tornwalsena?
Pitt podniósł głowę i spojrzał na kapitana.