Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/323

Ta strona została uwierzytelniona.

wiła, blada była, lecz spokojna. Oczy przymknęła i zacisnęła usta. Długo wpatrywała się w oblicze zmarłego, a, pochyliwszy się, ustami dotknęła złożonych na piersi rąk Nilsena i szepnęła:
— Wybacz mi, Olafie Nilsen, mękę twego życia! Błogosław mnie na nową drogę, którą uczyniłeś wolną. W świetlanym kraju jasnych duchów będzie siedziba twoja, Olafie, bo one przyniosły ci z nieznanej dali iskrę sprawiedliwości. Żegnaj, Olafie Nilsen, żegnaj do dnia, gdy spotkamy się wszyscy i staniemy w obliczu Prawdy!
Schyliła się znowu nad zmarłym i pocałunek pożegnalny złożyła na jego czole, a później obydwiema rękami, jak matka, obyczajem rybackim dotknęła ramion Nilsena.
Przed północą wszystkie przygotowania do pogrzebu były zakończone.
Ciało Nilsena, zaszyte w podwójne płótno żaglowe, ułożono na pochylonym ku morzu gładkim pomoście wraz z uwiązaną do nóg zmarłego ciężką kotwicą.
„Witeź“ rył otwarty Ocean.
Brzegi zniknęły.
Na lekkich falach połyskiwały blaski księżyca, walczącego z niegasnącemi zorzami.
Załoga stanęła szeregiem przy podniesionym końcu pomostu.
Pitt dał znak.
Na masztach podniosły się fany, rozwinęła się duża bandera na rufie, a pomiędzy grotem i bezanem rozkwitła girlanda barwnych flag sygnałowych — znak dalekiej, nieznanej wyprawy. Zajęczała syrena przeciągle i żałośnie, żegnając swego kapitana.