Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV.
PIERWSZE ZAGADKI.

Po zachodzie słońca na „Witeziu“ zawrzała robota. Jacyś Grecy, zabawnie mówiący po francusku, kręcili się po pokładzie. Zapracowana załoga wyciągała za pomocą kranów zawartość rumu. Na dziobie i wzdłuż burt statku powoli wyrastała góra z pustych beczek, skrzyń, zwojów lin, łańcuchów, żaglowego płótna, żelaznych sztab, gumowych worków z solą i cukrem i innych nieraz nieznanych Pittowi przedmiotów. Nareszcie jednak bardzo głęboki i pakowny rum „Witezia“ został zwolniony. Pitt zobaczył wtedy magazyny, umieszczone pomiędzy żelazną burtą, a drewnianem wewnętrznem oszyciem szonera; były napełnione węglem.
W tej chwili rozległ się przeciągły gwizdek i głos kapitana:
— Wszystkie zmiany na pokład! Szychtować!
Marynarze wydobywali się po zwisających drabinkach z głębokiego wnętrza „Witezia“ i tylko bosman został przy przedniej windzie.

— Co mam robić, kapitanie? — zapytał Pitt, podnosząc się na mostek.[1]

  1. Miejsce, gdzie znajduje się koło rudla (steru), czyli sztorwał, przyrządy orjentacyjne, mapy i gdzie przebywa czynna waruga, oraz mieści się lokal kapitana.