Załoga już się szykowała do zakotwienia szonera i do wyładowania towarów. Z luki, prowadzącej do rumu, ściągano brezent i drewniane pokrycie, sprawdzano i smarowano trosy[1], przygotowywano chodnik, cumy i zwoje łapanek.
Zwalniając bieg i sygnalizując różnobarwnemi flagami, „Witeź“ wchodził w bramę portową, utworzoną z dwuch brekwaterów, zakończonych wysokiemi bakami o silnych świetliskach, jeszcze nie zgaszonych z powodu wczesnej godziny.
Nilsen przeciął główny port i wszedłszy do małego, krzyknął bosmanowi słowa komendy:
— Oddać kotwicę!
— Oddać kotwicę! — powtórzył bosman.
Z warkotem pobiegł łańcuch przez kluzę, rozległ się plusk padającej kotwi, przez krótką chwilę jeszcze turkotał bratszpyl[2], aż rozległ się głos bosmana:
— Grunt![3]
— All right! — odpowiedział kapitan. — Zacumować od dziobu!
— Zacumować od dziobu! — jak echo odezwał się Ryba.
„Witeź“ znieruchomiał przy wysokiem nadbrzeżu małego portu.
Nie zwlekając, odnaleziono biuro syryjskiej firmy i rozpoczęto wyciąganie dostarczonych towarów z głębokiego rumu szonera. W dwie godziny po południowym posiłku waterlinja[4] „Witezia“ podniosła się o cały jard do góry. Wyładowanie rumu było pomyślnie zakończone i wszystkie dokumenty portowe, celne i transportowe podpisane.