Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyrychtować pokład! Pierwsza waruga może zejść na „kraj“,[1] — zakomenderował Nilsen.
— Wyrychtować pokład! Pierwsza waruga — na kraj! — powtórzył komendę majtek Alen Hadejnen, odbywający zmianę na mostku.
Zwolnieni na brzeg majtkowie, z bosmanem na czele, szybko sprzątnęli pokład, otulili bratszpyl płótnem, zakryli lukę rumu i z jeszcze większym pośpiechem pobiegli do forkasztelu, aby w czeladni[2] umyć się i przebrać przed wizytą w mieście.
— Może chcecie iść z nimi, mister Siwir? — zapytał kapitan.
— Pójdę razem z wami, później, gdy upał się zmniejszy, — zaproponował sztorman.
— Zrobione! — zgodził się Nilsen. — Pokażę wam Casablankę należycie...
Zaśmiał się po swojemu — głucho i ponuro, do czego sztorman zdążył już się przyzwyczaić.



  1. Na brzeg.
  2. Czeladnia — wspólna kajuta marynarzy na sztabie, czyli dziobie statku.