Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

mieliśmy tam bitwę, nie gorszą niż Nelson przy Trafalgarze. Potłukliśmy się z Portugalczykami, bo chcieli oblać jakąś hardą dziewczynę alkoholem i podpalić ją. Zaczął bójkę Otto Lowe, a my przyszliśmy mu z pomocą. Te oto trzy blizny zarobiłem wtedy w legowisku starego Kalema. Oj, była robota! Wpadła policja, poturbowaliśmy ją, przysłano jej na odsiecz oddział czarnych żołnierzy — poturbowaliśmy ich tak, że legli pokotem. No, a później skończyliśmy z Portugalczykami! Wywlekliśmy ich aż do portu i wrzucaliśmy do morza — dla ochłodzenia... Ha — ha! Była zabawa, aż miło!
— Z Portugalją, widocznie, zawsze jesteście na bakier, kapitanie?! — zauważył, śmiejąc się Pitt, na którego nie działały opowiadania o bójkach, gdyż w więzieniu, wśród śmiertelnie nudzących się i zrozpaczonych aresztantów — nieraz z błahego powodu wynikały krwawe bitwy.
— Trudno! — odparł Nilsen. — Gdyby to byli nawet Norwegowie, a Lowe zacząłby się bić z nimi, poturbowalibyśmy i Norwegów, chociaż są oni moimi ziomkami!
— Dlaczego tak słuchacie Ottona Lowego? — zapytał zdziwiony sztorman.
Kapitan zmieszał się przez chwilę, lecz odpowiedział po namyśle:
— Sprawiedliwie zawsze postępuje. Inaczej nie można.
— Muszę się z nim bliżej poznać! — rzekł Pitt.
— Nie radzę... — mruknął Nilsen, a w głosie jego znowu zabrzmiała groźba.
— Co u licha? — pomyślał Pitt. — Co to ma znaczyć?
Jednak nic więcej nie powiedział i już o nic nie pytał.
Do takiej delikatności przyzwyczaiło go więzienie. Tam, w murach kamiennego worka, gdzie każdy prawie przeżywa męki sumienia, palącego, gryzącego wsty-