Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

Na salę tymczasem weszli tancerze arabscy i zaczęli się popisywać skokami i wojowniczemi ruchami, wykonywując historyczne tańce rycerskie, które Maurowie niegdyś ponieśli aż do Hiszpanji, gdy wspaniali czarni władcy jeszcze panowali w Sewilli, Grenadzie i Kordobie.
Po tancerzach przyszła kolej na kobiety.
Tańczono taniec brzucha i chustki. W zaduchu zakopconej izby, przepojonej oparami alkoholu, tabaki, kifu i potraw tubylczych, miotały się młode, skwarne ciała półdzikich dziewczyn z oazy Bu-Saada i z koczowisk północnych krańców Sahary, rozlegały się dzikie okrzyki, szybki tupot bijących o posadzkę nóg, ciężki oddech tancerek i pobrzękiwanie srebrnych klejnotów, o kształtach, odziedziczonych po dumnych, wojowniczych Numidach i jeszcze starszych od nich zniewieściałych, bogatych, podstępnych Kartagińczykach.
Tłum widzów, składający się z marynarzy różnych narodowości i ras — od północnego, złotowłosego Norwega, do czarnego Malajczyka i żółtego, jak cytryna, Chińczyka-palacza, wyniszczonego przez malarję i opjum, obstąpił kołem małą przestrzeń, gdzie miotały się tancerki. Rzucano im pieniądze, cygara, owoce, wlewano do ust wino, koniak i likiery, śmiano się, wybuchano klątwami, najstraszniejszemi, jakie tylko marynarz może wymyśleć, stojąc skostniały podczas długiej, burzliwej „psiej warugi“ na mostku, zalewanym zimnemi bałwanami, smagany wiatrem szturmowym.

Coraz częściej wołano na Kalema i kazano przynosić wciąż nowe trunki i półmiski. Tu i ówdzie kilku gości zwaliło się pod stół i chrapało w najlepsze. Jakiś portowy „karownik“[1] zaczął się kłócić z sąsiadem, lecz Kalem mrugnął na grubego Murzyna, rąbiącego bara-

  1. Robotnik, ładujący towary na okręty.