Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.
NIESPODZIEWANE ROZWIĄZANIE ZAGADKI.

Już słońce stało wysoko, gdy głośne pukanie do kajuty obudziło Pitta.
— Kto tam u licha? — zapytał, przecierając oczy. — Wchodźcie!
Na progu wyrosła postać Ottona Lowego.
Pitt, siedzący na łóżku w rozpiętej na piersi koszuli i z powichrzonemi włosami, spojrzawszy na bladą twarz i duże smutne oczy, z których jedno nosiło wyraźne ślady wczorajszego spotkania z jakąś twardą pięścią, bezwiednie zaczął zapinać kołnierz, przygładzać włosy i szczelniej otulać się kocem.
— Co się stało, Lowe? — zapytał.
— Na pokład przyszedł Kalem, żąda zapłaty za zniszczone wczoraj rzeczy. Budziłem kapitana, lecz nie udało się. Chrapie... — objaśnił majtek.
— Zaraz wyjdę! — rzekł sztorman i, gdy za Lowem zamknęły się drzwi, szybko się ubrał i wybiegł na dek.
Kalem zaczął bić uniżone pokłony i wybuchnął skargami, wyliczając, ile pobito podczas walki szklanek, butelek, talerzy, ile połamano stołów i krzeseł.