— Taka jest następna „ryza“[1] „Witezia“, — kiwnął głową Nilsen, pykając fajką.
— Wspominaliście też, że macie zamiar nabywać za alkohol — ryby i kły morsowe?
— Mówiłem! — rzekł kapitan. — Ha! Dzikusy duszę sprzedadzą za alkohol! Na tem można się obłowić! Ja to wiem! Na północy można nabyć tonnę najprzedniejszych ryb: jesiotrów, łososi, tajmeni, nelmy[2] i kawioru za szklankę alkoholu, a sprzedać to za takie pieniądze, że, nabywszy za nie alkoholu, moglibyśmy nim naładować cały rum „Witezia“. A wszak wiecie, że możemy przyjąć na statek z łatwością pięć tysięcy tonn do rumu i prawie dwa na pokład. Rozumiecie? Możemy znakomicie się obłowić!
— Rozumiem! — zgodził się Pitt. — I muszę wam powiedzieć, kapitanie, że strasznie chcę się obłowić!
— No, to się i obłowicie, — o czem gadać? — rzekł Nilsen. — Alkohol tanio kupimy w Hamburgu, stamtąd pójdziemy po węgiel do Anglji i — będziemy „ryli“ północne morze! Zakosztujecie tam upragnionych szturmów i nieraz będziecie „lotrować żagle od lufowej strony!“[3]
— Czy kapitan wie, że zamienny handel alkoholem z północnymi tubylcami jest zakazany? — spytał Pitt.
— Fiu! — gwizdnął Nilsen. — A od czego spryt i ostrożność?
— Zbrodnia jest zawsze zbrodnią, czy się uda, czy nie! — szepnął sztorman, smutnie spuszczając głowę, gdyż przypomniał sobie swoje własne występki. —