Małe żółte, czerwone, zielone ogniki migały i kołysały się nad morzem niby świecące owady. Były to latarnie na felukach, barkasach i kaboterach,[1] lub sygnały na pływających bujach, wskazujących farwater. Od brzegu dochodził tupot nóg ludzi, wskakujących do niewidzialnej w mroku łodzi, gromka komenda: „Giereb!“ po której Pitt usłyszał plusk wody i nowy rozkaz: „Wara na wodę!“ poczem miarowy, szybko się oddalający warkot wioseł w dulkach.[2] Krzyknęły w oddali zasypiające mewy, spędzające noc na pływających bakanach.[3] Duża latarnia morska błysnęła potężnem świetliskiem i zgasła, obróciwszy głowicę w stronę oceanu, skąd dolatywał głuchy ryk spóźnionego parowca.
Myśli Pitta były w tej chwili daleko. Widział siebie małym chłopcem w domu rodziców, otoczonym przepychem i opieką, a później młodzieńcem, studjującym na uniwersytecie, urzędnikiem, mającym przed sobą świetną przyszłość... bale, hulanki, piękne, wesołe kobiety i zielone stoliki karciane... Przegrana, drwiący głos partnera, pytającego o zapłatę długu, ciemny buduar staruszki ciotki... zbrodnia... areszt i... kraty w oknie, poniżenie, wstyd... tęsknota i wielka wewnętrzna, pierwsza, żywiołowa walka, łamiąca serce i duszę, zmieniająca charakter i budząca nieznaną dotąd wolę... Długie miesiące wahania się, przekreślenia dawnego życia, zerwanie z przeszłością, rodziną i samym sobą, postanowienie szukania nowych, samodzielnych dróg i zdobycia dla siebie miejsca śród ludzi.. nareszcie dzisiejszy pierwszy radosny dzień, gdy przed nim zabłysła nadzieja.