Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

śmiałka i rozedrzeć go na szmaty... Ten Udo Ikonen, Michał Ryba, ten potwór najpodlejszy — Mito, oni patrzą na ciebie, jak na swoją własność, czyhają na ciebie, niby rekiny na zdobycz... Elzo! Elzo!...
Zapanowało milczenie. Pitt słyszał bicie własnego serca i z naprężeniem, z niepokojem oczekiwał odpowiedzi.
Usłyszał wkrótce melodyjny, smutny głos Ottona Lowego.
— Olafie Nilsen! Wybacz mi męczarnię, którą przyniosłam z sobą! Wybacz! Wiedz jednak, że nie jestem twoją, lecz nie jestem i nigdy nie będę należała do nich. Raczej śmierć! Ty wiesz wszystko i...
Jeden z majtków wyszedł z przedniego kasztelu na pokład i rozmowa nagle się urwała.
— Otto Lowe! Popraw brezent na kabestanie[1] — powiedział głośno Nilsen.
— Słucham, kapitanie! — odpowiedział Lowe, kierując się ku dziobowi szonera.
Sztorman szybko zbiegł z mostku.
Tymczasem majtek, który spłoszył rozmawiających, rzuciwszy okiem na pokład, powrócił do czeladni, gdzie była zgromadzona cała załoga „Witezia“.
— Co się tam dzieje? Mów, Christiansen! — padły pytania.
— Znowu przyłapał ją i rozmawiali z sobą, — odparł Christiansen.
— Trzeba z tem skończyć! — mruknął Udo Ikonen.
— Idź i powiedz to w oczy kapitanowi! — drwiącym głosem odezwał się leżący na tapczanie bosman.

— A jakże?! — zaśmiał się Skalny. — Ikonen tylko tu śmiały...

  1. Winda kotwiczna.