Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

wstąpić do szynku, mieszczącego się na prawo od bramy, a po drugiej stronie — do warsztatu trumien i krzyżów, pomalowanych na biało. Trzecie wejście, szumnie nazywane „paradnym“, miało drzwi frontowe o dwóch wybitych szybach, które pomysłowy stróż zastąpił denkami od beczułek, i prowadziło na cuchnące schody o zaśmieconych i zdeptanych stopniach i kiwających się poręczach. Przy wejściu widniała tabliczka blaszana, głosząca, iż w tym domu mieszka i udziela porad akuszerka — Helena Juśmin.
Przez bramę wchodziło się na obszerne, lecz niebrukowane, zaśnieżone podwórze. Na przeciwległym końcu jego czerniała długa, parterowa szopa, sklecona ze zmurszałych desek, — cała w strupach rdzawych porostów, wyłomach i wystających gwoździach, okryta połataną, zrudziałą papą. Szopa ta wyzierała bielmami pięciu zamarzniętych okien i czarną głębią wejścia, pozbawionego odrzwi.
W ciemnej sieni o zapadającej się podłodze z nieheblowanych i nigdy niemytych desek stała duża kadź, przykryta starym workiem z grubego płótna, a wydobywające się na zewnątrz wyziewy świadczyły, iż niegdyś przechowywano w niej kiszoną kapustę.
W mroku można było dostrzec dwoje drzwi, prowadzących z sieni do wnętrz mieszkań. Widniały na nich tabliczki: na lewo — drewniana deszczułka z jednym słowem: Stróż, z przeciwległej strony — tekturowa. Na tej pięknie stylizowanymi literami cerkiewno-słowiańskiego alfabetu ktoś umieścił następujący napis: