powstrzymać, aby nie dodać w duchu: „Tak mówił Zaratustra.“
— Jadowite z pani ziółeczko! — zaśmiał się Panin dolewając wina coraz bardziej rozgadanemu ziemianinowi.
— Tak mówił Zaratustra! — odcięła się natychmiast.
Po obiedzie przeszli do salonu, gdzie Lejtan mógł przez chwilę porozmawiać z Manon bez świadków.
— Panno Brissac! — szepnął błagalnym głosem. — Nie umiem nic ukrywać. Pani widzi i czuje to, czego ja sam nie potrafię objaśnić, lecz ja wiem, że muszę panią widywać, że jest w tym coś tak dla mnie nieodzownego, jak powietrze, woda i słońce. Błagam panią!
Zarumieniona, zamyśliła się na chwilę i szepnęła:
— Za pół godziny wychodzę. Odprowadzi mnie pan do domu?
— Panno Manon! — wyrwało się Ernestowi radosne westchnienie.
Śpiesząc się i parząc sobie język wypił filiżankę kawy i pożegnał towarzystwo.
— Do jutra, Promyczku! — rzekł do niego Panin, wychodząc z nim do holu.
— Dziękuję ci, dziękuję... za wszystko! — zawołał Lejtan i, porwawszy księcia, długo ściskał go i całował, wykrzykując: — Jestem strasznie szczęśliwy!
— Manon Brissac? — zapytał szeptem książę Roman mrużąc oko.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.