Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Student wyjął z kieszeni płaskie, na czarno emaliowane pudełko i podał je Sprogisowi. Był to upominek imieninowy — najlepsze angielskie farby akwarelowe — Newton and Windsor.
Malarz zatrzymał przechodzącego kamerdynera i rzekł do niego:
— Proszę mi pokazać pracownię księcia Romana!
Wygalonowany sługa zaprowadził go na drugie piętro i w końcu korytarza zatrzymał się przed drzwiami.
Sprogis wyciągnął rękę do klamki.
— Drzwi są zamknięte, jaśnie panie! Młody książę ma klucz zawsze przy sobie — oznajmił kamerdyner. — Do pracowni nikt nie ma wstępu...
— Cóż to za tajemnica? — zdziwił się malarz.
Ten wzruszył ramionami. Sprogis nachmurzył czoło. Po chwili, oddawszy kamerdynerowi swój upominek, polecił doręczyć go księciu, gdy goście opuszczą pałac.
— Teraz nie zwróci uwagi na ten drobiazg, ale gdy będzie wolny, może sprawi to mu przyjemność, że pamiętałem o nim — pomyślał, lecz natychmiast zacisnął wargi, gdyż gdzieś w głębi serca uczuł pogardę i niesmak dla siebie. Nie chciał jednak analizować tego wrażenia i szybko zbiegł ze schodów.
Panin i majordom zapraszali już gości do sali jadalnej, ozdobionej drogocenną boazerią, o suficie z polerowanego mahoniu, opartym na bogato rzeźbionych belkach ze złocistego jesionu. Stół, nakryty na osiemdziesiąt osób, ciągnął się przez całą salę. Lśniący śnieżną bielą obrusu, połyskiem