Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

nej kwestii — zależności ducha ludzkiego od zjawisk ziemskich i tych, które zachodzą we wszechświecie — oczywiście — poza granicami naszych zmysłów... Oni mają na to swoje własne teorie, a ja — wrodzoną mi, intuicyjną nadwrażliwość...
Rozmowa się urwała, bo jeden z gości — poeta — poprosił o głos i odczytał okolicznościowy wiersz, na poczekaniu napisany na odwrotnej stronie ozdobionego koroną „menu“. Rozległy się nowe wybuchy śmiechu, brawa, dowcipy i niebawem — rozpoczął się cały szereg przemówień na cześć Amfitriona — solenizanta.
Lokaje dolewali wina; majordom gładząc siwe bokobrody wskazywał na coraz to inne butelki, śledząc aby „gama winna“ wypadła jak najlepiej a została wykonana w porządku, przewidzianym w najsurowszych przepisach kodeksu high-life‘u.
Sprogis pił, lecz ukradkiem przyglądał się księciu.
Coś, jak gdyby nierozwiana wątpliwość, lekko niepokojące podejrzenie i obawa, której przyczyny ani też przedmiotu nie byłby w stanie określić nawet pobieżnie, skądś wypływały nagle i tak samo znikały, gdy malarz pochwycił skierowany ku sobie wzrok pięknych oczu Panina. W takiej chwili widział w nich całe morze ciepłej, łagodnej dobroci, tej, która zjawia się nie tylko pod wpływem jakiejś przyjemnej emocji, ale staje się właściwością natury a może nawet czymś na kształt maski, ukrywającej jej istotną treść. Rozumiał, że te oczy patrzą gdzieś daleko, poza otaczające je boazerie i jedwabną tkaninę tapet, dążą do czegoś, co wyraźnie widzą w oddali i do czego tęsknią.