Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

wziął też z drzewa żywota i nie jadł, bo byłby żyw na wieki.“ Panin może stać się nieśmiertelnym... Uczuciem sięgnął on po owoc z zakazanego drzewa, jeżeli sięgnie rozumem i wolą, oczekuje go nieśmiertelność!...
Lejtan nie mógł wyrzec ani słowa.
Przygnębiający strach i jak gdyby rozpacz, że nie może powstrzymać czegoś groźnego i miażdżącego, przytłoczyły go i pozbawiły sił. Osłabły osunął się na stojącą pod ścianą kozetkę i z lękiem wpatrywał się w olbrzymie czarne sylwety człowieka i konia, ociężale ze wzrokiem utkwionym w ziemię zbliżających się ku słońcu, aby stratować je i przepołowić trójkątnym ostrzem pługa. Gwiazda dzienna jak gdyby przeczuwała zagładę, kroczącą ku niej z nierozwianych jeszcze czarnych zwojów tumanów nocnych, bo krawędź jej tarczy i krwawe błyski, rozsiane tam i sam, przypominały trwożne sygnały na wieżach miejskich lub ognie ostrzegawcze, w noc burzliwą zapalane na masztach przez marynarzy, walczących ze zwarą morską.
Lejtan uświadamiał sobie z bezlitosną jasnością, że nikt tych znaków nie spostrzega, a i on sam, pozbawiony woli i władzy ciała, może tylko z przerażeniem w oczach oczekiwać zderzenia się dwóch światów — ziemskiego człowieka i zwierzęcia, przykutych jednocześnie do ciężkiego pługa, — ze słońcem. Na ojczyznę i tron najwspanialszych bogów z chrapaniem i ciężkim tupotem kopyt parł potworny koń, wlokąc za sobą narzędzie zniszczenia — ostry lemiesz, kierowany ręką oracza,