Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

tysiące myśli i wrażeń! Zwyciężysz Panina! Czy już wiesz, że wielki książę nabył twój obraz?
Sprogis odetchnął z ulgą i kiwnął głową.
— Tak! — odparł. — To daje mi możność wyjazdu za granicę. Jadę pojutrze...
— Już? — spytał Lejtan, zwieszając głowę.
— Już! Dość się naharowałem w tej nieprzerwanej szarudze pracy! — wybuchnął Wiliums. — Na szeroki świat!... Na południe!
Urwał i zamyślił się jak gdyby coś sobie przypominając.
— W marzeniach swoich inaczej, co prawda, wyobrażałem ten dzień — mruknął nieszczerym, zgrzytliwym tonem. — Myślałem, że pojedziemy razem... Teraz wszakże jest to niemożliwe... Ty pozostajesz w sieciach, cha-cha-cha! — w „słonecznych sieciach“ księcia Panina!...
— Mylisz się, Wiliumsie, jestem już w innych sieciach... sieciach miłości! — szepnął Ernest i ożywiając się nagle, opowiedział mu o swym uczuciu do Manon Brissac i o zamiarach na przyszłość.
Sprogis słuchał uważnie, patrząc w okno i ćmiąc papierosa. Wreszcie zawołał ze źle ukrytą radością:
— No, widzisz zatem sam, że nie możemy pojechać razem!...
— Istotnie! — zgodził się Ernest, czując w sercu żal do przyjaciela za ten radosny okrzyk. — Zresztą — od dawna już coś stanęło między nami, Wiliumsie, i od tego czasu nie marzyłem już o wspólnej z tobą podróży.
Sprogis zerwał się z miejsca i cisnąwszy papieros na podłogę stanął przed studentem.