— Roman zaprosił nas na dzisiejszy wieczór do siebie po wyroku jury... Niezawodnie przyśle ci jeszcze osobne zaproszenie. Chce zapoznać nas ze swymi rodzicami i wprowadzić do swego towarzystwa — zakończył Ernest.
— Jury ogłosi swój wyrok z pewnością dopiero jutro, — mruknął Sprogis.
Malarz przeszedł się kilka razy po pracowni, wreszcie rzucił w przestrzeń:
— W każdym razie powiedz mu, że przyjdę...
Lejtan posłyszał w głosie dawnego przyjaciela odcień ni to triumfu, ni to zapadającego ostatecznie ważnego postanowienia.
— Roman bardzo się ucieszy... — zauważył student i pożegnawszy Sprogisa szybko podążył do Starej Wsi.
W domu na biurku znalazł list Panina. Książę donosił, że jury wystawy odbyło już naradę i pierwszą nagrodę przysądziło jemu, drugą zaś i honorowy medal — Wiliumsowi Sprogisowi.
— Szczęśliwy jestem, — pisał książę, — że w ludziach nie wygasła jeszcze wdzięczna, pełna nadziei miłość do słońca! To dało mi zwycięstwo nad potężnym, lecz jakżeż beznadziejnie ponurym współzawodnikiem, który chce nawet słońce przytłoczyć i zgasić pod brzemieniem nieznośnej pracy, strasznej w jej potwornym i ohydnym wysiłku. Nie chce on, nie może uwierzyć, iż jest ona przekleństwem ludzkości, nie umiejącej dążyć z powrotem do raju...
Panin przypominał Ernestowi o swym zaproszeniu, a w dopisku informował go, że jednocześnie kazał lokajowi doręczyć zaproszenie Sprogisowi.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.