Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XI.

Ernest Lejtan wrócił do domu i natychmiast rzucił się na kanapę. Czuł się rozbity; wściekły ból rozsadzał mu czaszkę; pierś gniotła mu nieznośna, ciężka bryła lodu. Zdawało mu się, że już nigdy się jej nie wyzbędzie. Zamknął oczy i usiłując o niczym nie myśleć miał nadzieję, że przyjdzie sen i ukoi go. Był jednak tak wzburzony i podrażniony, że po chwili otworzył oczy i położywszy się na wznak wpatrywał się w sufit.
Wyraźnie wyczuwał ślepy, obłędny strach, trzymający go w kleszczach.
Wielkim wysiłkiem woli skupił myśli i jął doszukiwać się wśród nich takiej, która powodowałaby to uczucie gnębiącego lęku.
Nic nie mógł odnaleźć ani we wspomnieniach, ani w swych rozważaniach, co wzbudzałoby jakąkolwiek istotną, określoną obawę.
Nie wątpił jednak, że sędzia śledczy spostrzegł w nim coś, co go zastanowiło i zmusiło do tak długiego i nużącego przesłuchania.
Wzdrygnął się cały odtwarzając w pamięci postać Stawrowskiego.