Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

udało się księciu otoczyć się wyłącznie pełnymi zachwytu przyjaciółmi?
Lejtan znowu umilkł, a w sercu jego zagasły nikłe przebłyski nadziei.
Stawrowski długo czekał na odpowiedź, aż wreszcie, niby od niechcenia, zauważył:
— Nie przypisuję szczególnego znaczenia zeznaniom hrabiego Milutina (pusty to, lekkomyślny młodzieniec!), jednak zastanowił mnie pewien szczegół, podany mi przez niego... Czy pan nie przypomina sobie faktu, że dzisiejszej nocy Panin stojąc na stole pił za Sprogisa i za swoich wrogów?... Niech pan uważa — wrogów!
Lejtan siedział jak posąg, wpatrzony w utkwione w siebie oczy sędziego, i milczał. Instynkt, który na chwilę ukrył się gdzieś, jął znowu wołać rozpaczliwie, biegnąc po zwojach mózgu: „ratuj się... mów!“
Student nie wiedział, przed czym się ma ratować, lecz znowu lęk porwał go z większą jeszcze mocą.
— Tego... nie słyszałem... — wyjąkał.
Stawrowski pokiwał głową i spokojnym głosem zauważył:
— Spodziewałem się takiej właśnie odpowiedzi! Jak już powiedziałem, nie polegam zbytnio na zeznaniach Milutina, jednak nie wątpię, że ten toast „za wrogów“ w połączeniu z nazwiskiem Sprogisa istotnie musiał być wygłoszony. Skądżeż inaczej wziąłby się ten tak dziwny szczegół we wspomnieniach lekkomyślnego światowca? Nie dziwię się bynajmniej, że te aczkolwiek znamienne, rzucające pewne światło na sprawę słowa