Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

młodego Panina uszły uwagi pana. Obfity obiad z dobrym winem u starych, potem — poncz i szampan — w pracowni młodego księcia... Mógł pan podczas toastu Panina wypoczywać gdzieś na uboczu, a nawet zdrzemnąć się na chwilkę...
— Mów! Mów! — żądał natarczywie instynkt obronny.
— Właśnie! Właśnie! — przytaknął pośpiesznie student. — Czułem się zmęczony, siedziałem w fotelu w jakimś półśnie i tego momentu wcale nie pamiętam!
Stawrowski wciąż kiwał głową i uśmiechał się.
— Tak też i myślałem! — szepnął. — Widzę teraz, że miałem słuszność, nie ufając zbytnio hrabiemu i baronowi Pranglowi, którzy twierdzą, że widzieli pana, stojącego wraz z innymi koło stołu, z którego przemawiał Panin... Tymczasem pan siedział sobie najspokojniej w fotelu, w najprzyjemniejszym „dolce far niente“!
— Siedziałem w fotelu i drzemałem... — powtórzył Lejtan i zacisnął wargi.
Stawrowski zmienił pozycję swego ciężkiego ciała, wyprostował nogi i z grymasem bólu na steranej twarzy jął wytrząsać popiół do pustej blaszanki od farb. Po chwili łokciami oparł się na stole i przyciszonym głosem robiąc nacisk na niektórych słowach, przemówił:
— Mimo wszystko jestem przekonany, że wróg lub dwóch wrogów znajdowało się minionej nocy w pracowni księcia Panina. Wróg był zdecydowany od dawna na popełnienie morderstwa... Są na to dowody... Zamiaru swego dokonał korzystając z nie-